Rozdział 2
† HOT ASS †
Part No.1
Obudziłem się rano i kolejny raz dzień
powitał mnie bólem. Głowa bolała mnie tak jakby ktoś wsypał mi do środka kilo
gwoździ i porządnie zamieszał. Byłem u mojego chłopka. Nie za bardzo wiedziałem
skąd się tam wziąłem, bo nie mieszkamy razem. Cały wczorajszy dzień jak i
zresztą noc spędziłem włócząc się ze Stefanii po mieście.
Harry leżał obok jeszcze śpiąc z kołdrą
naciągniętą na głowę. Zgramoliłem się z
łóżka i od razu poszedłem w kierunku kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z
niej karton mleka. Tak bardzo chciało mi się pić, że zanim się spostrzegłem już
był pusty.
Na elektronicznym zegarku kuchenki
widniała godzina 6:28. Budzik w telefonie Harrego nastawiony był jak zwykle na
6:00. Nie chciałem żeby oglądał mnie w takim stanie, więc szybko zamknąłem się
w łazience.
Zimny prysznic przyjemnie chłodził
obolałe mięśnie i pękającą z bólu głowę. Straciłem rachubę czasu. Sam nie wiem
ile czasu spędziłem pod prysznicem. Do rzeczywistości przywołało mnie głośne
pukanie do drzwi i głos Harrego.
-Alex! Wyłaź! Siedzisz tam już półtorej
godziny. Wpuść mnie, bo zaraz się zleję! – Powiedział to w taki sposób jakby
miało to brzmieć „Wyłaź, bo wyważę te
cholerne drzwi i przy okazji utopię cię w wannie!”.
- Już wychodzę. Już. – odpowiedziałem
lekko zaskoczony. Półtorej godziny… no bywa.
Wziąłem z jego szafki swój
ulubiony zielony ręcznik i dokładnie się nim wytarłem, po czym owinąłem go
sobie wokół bioder i otworzyłem drzwi. Ale Hazzy tam nie było.
Zdenerwowany postanowiłem go poszukać.
Nie lubię, gdy ktoś robi mnie w konia. Często robił mi różne kawały, ale jest
tak uroczy w tym, co robi, że nie sposób się na niego gniewać.
Postanowiłem poszukać go najpierw w
sypialni, ale tam go nie było, poszedłem więc do kuchni a następnie do jadalni.
Siedział w samych majtkach przy stole, na którym leżało przygotowane śniadanie.
Zaparło mi dech i automatycznie przestałem się na niego gniewać za głupi
dowcip. Tak jak już wcześniej wspomniałem nigdy nie potrafię obrazić się na
niego dłużej niż na 10 minut. Jak zwykle wyglądał zabójczo w tych bokserkach, i
kolejny raz stwierdziłem, że lepiej wygląda już tylko nago.
- Dzień dobry kochanie - przywitał się,
po czym wstał i podszedł w moją stronę by mnie pocałować. Nie opierałem się, bo
i tak nie był bym w stanie. Jemu nie da się oprzeć.
- Cześć – powiedziałem, gdy skończył. - z
jakiej okazji przygotowałeś mi tak miłe powitanie? -
- Trzeba dbać o swoje rybki, bo zdechną
- odparł ze śmiechem - a tego bym nie chciał. -
- Ha ha ha, to bardzo miło, że się o
mnie troszczysz, ale dalej nie rozumiem, dlaczego akurat dzisiaj i skąd się u
ciebie wziąłem… - oczekiwałem tylko dwóch odpowiedzi nic więcej.
- Ależ ty jesteś uparty… z takiej
okazji, że cię kocham i uważam, że to bardzo dobra okazja. A tego, skąd się tu
wziąłeś naprawdę nie pamiętasz? Dobry jesteś kochanie nie ma co - odpowiadając
podał mi dzisiejszą gazetę którą uprzednio listonosz wrzucił do skrzynki.
Spojrzałem na brukowca i
zobaczyłem na okładce zdjęcie, na którym ja i Stefanii kompletnie pijani
zmierzamy w kierunku samochodu. Nagłówek głosił:
„LADY GAGA KOMPLETNIE PIJANA WRACA z imprezy w
hotelu HASS!”
Zacząłem czytać załączony
artykuł. W miarę czytania zacząłem przypominać sobie wydarzenia z wczorajszego
wieczoru.
†††
Wczorajszej nocy, zaraz po tym
jak Stef zaspokoiła swój głód krwią starca o imieniu Peter, nabrała nowych sił.
Od razu zachciało jej się żyć. Zauważyłem tą zmianę momentalnie…
- Wiesz Alex? Mam ochotę na imprezę, –
powiedziała podnosząc się znad ciała mężczyzny – znam fajne miejsce kilka przecznic
dalej. Co ty na to? – I nie czekając na
moją odpowiedź chwyciła moją dłoń i pociągnęła za sobą.
- Gdzie idziemy? - zapytałem.
- Oj cicho bądź. Zobaczysz. - odparła.
Szliśmy w milczeniu około
dziesięciu minut, po czym naszym oczom ukazał się osiedlowy hotel. Litery
czerwonego neonu, który kiedyś zapewne głosił „HOTEL HASS”, niektóre przestały świecić i teraz zamiast nazwy hotelu
gości wabił napis „HOT ASS”.
Gdy weszliśmy do środka uderzył mnie
zapach dymu z papierosów i taniego alkoholu. Wewnątrz nie było dużo ludzi,
tylko dwa stoliki były zajęte. Przy barze siedziały jeszcze trzy osoby, razem z
nami i bezzębnym czarnoskórym barmanem, łącznie w barze przebywało osiem osób.
W jaki sposób ona chce zrobić tu
imprezę? Ludzi mało, lokal obskurny, śmierdzący, a poza tym to, od kiedy
organizuje się „dzikie imprezy” w hotelowych barach?
Stefanii podeszła do baru, przywitała
się z Bezzębnym, którego najwyraźniej znała i zamówiła whiskey z lodem.
- Zaraz się coś załatwi – powiedziała
do mnie nagle, jakby wcześniej czytała mi w myślach. Wyjęła z kieszeni kurtki
telefon i wybrała numer. Po chwili oczekiwania odezwała się do słuchawki.
- Starlight? Tu Gaga. Robimy imprezę,
przyjeżdżaj. - przez chwilę słuchała odpowiedzi i znów się odezwała - No okej.
W gorącej dupie, ha, ha, ha. – zaśmiała się z własnego żartu - Weź ze sobą
SGBand, jakaś muzyka musi być. To do zobaczenia. Bye. - rozłączyła się i
schowała telefon.
Dziwne. Zaprosiła jeszcze kilka osób
i myśli, że będzie ostre party hard. Nie ukrywam, że byłem nastawiony do tego
pomysłu sceptycznie.
- Co według ciebie zmieni Lady
Starlight i chłopaki z twojego starego bandu? - zapytałem.
- Ja pierdolę! Alex, czy ty zawsze
musisz zadawać tyle bezsensownych pytań? - żachnęła się - Otóż zmieni to, to,
że Lady pewnie obdzwoni znajomych i niedługo na tą jedną noc ta prymitywna nora
zmieni się w jeden z lepszych klubów nocnych w mieście. – objaśniła w bardzo
krótki, lecz bardzo przemawiający do mnie sposób.
- Okeeej! – Odpowiedziałem. - Już nie
mogę się doczekać! -
Nie minęło nawet pół godziny a ekipa
już była na miejscu. Ludzie zaproszeni przez kumpelę Stef zaczęli się schodzić
i lokal w szybkim tempie zaczął się zapełniać. Wygląd pomieszczenia również
przechodził tymczasową metamorfozę. Na ścianach zawisły neony. Jeden nieopodal
wejścia głoszący DRUGS a drugi nad drzwiami
toalety krótko, ale skutecznie wabił napisem SEX i
bijącą od niego czerwoną poświatą. Na suficie zawisłą dyskotekowa kula
rozświetlająca klub tysiącami kolorowych plamek.
Podobało mi się. Dawno nie byłem na
żadnej imprezie.
Stefanii zniknęła gdzieś wśród
bawiących się ludzi postanowiłem więc udać się do baru.
Usiadłem na jednym z obrotowych
krzeseł przy kontuarze i zamówiłem mój ulubiony dżin z tonikiem. Nad regałem
alkoholowym wisiała tabliczka z napisem „Wódka connecting people, więc pij nie
bądź pipą!”.
Spędziłem chwilę sam powoli sącząc
drinka, gdy nagle dosiadł się do mnie jeden z tancerzy, Mark.
- Hej! Co tam? Zajebista impreza. - rzekł
do mnie dziarskim tonem. - Dlaczego siedzisz sam? -
- Nie wiem... tak jakoś wyszło -
odparłem bez przekonania.
- To chodź do nas. Siedzimy w kilka
osób. Kręci się niezłe party, ha ,ha ,ha. –
Nie chciałem dłużej siedzieć sam.
Czułem, że będzie wesoło, a dlatego że bardzo lubiłem Marka, zgodziłem się.
Cała paczka siedziała przy jednym
stoliku w rogu sali. Usiadłem między nimi na czerwonej kanapie, która chyba
naprawdę pochodziła z któregoś NightClubu.
- Patrzcie kogo przyprowadziłem, -
poinformował – to nasz kochany Aleksik.
Przebiegłem wzrokiem po twarzach
kumpli i z przyjemną radością stwierdziłem, że wszystkich znałem. Byli tam
Rico, Victor, Graham, Miss Jones i Pepper a nawet młodziutka siostra Stefanii,
Natalie. Uśmiechnąłem się do wszystkich po kolei a oni odwzajemnili mój
uśmiech.
Później sprawy potoczyły się bardzo
szybko. Ktoś wyciągnął zioło, drinki lały się strumieniami a dragi walały się
po podłodze jak śmieci. Gagi nigdzie nie było. Nikt nie wiedział gdzie jest.
Nie wiem, dlaczego ale nie specjalnie się martwiłem o to gdzie jest, bo
wiedziałem, że sobie poradzi.
Po kilku godzinach imprezy
zacząłem czuć, że odpływam… zamknąłem oczy i delikatnie zapadałem się w miękkie
obicie kanapy. Zapadałem się w nią jak w czeluść spokojnego, czarnego oceanu…
† TO BE CONTINUED †