Rozdział 1
† RIVINGTON
STREET †
Na końcu ulicy poza światłem lamp stały dwie osoby.
Owa blond włosa kobieta w butach
na tak olbrzymim obcasie że aż słabo robiło się człowiekowi na sam widok. Miała
na sobie podarte kabaretki a oprócz skórzanych stringów nabijanych ćwiekami
nosiła stanik wyklejany maleńkimi kawałkami rozbitego lustra i skórzaną kurtkę
o rockowym sznycie ze srebrnym jednorożcem na plecach. A stał z nią chłopak z
gęstą burzą loków niczym Łosiu ze
StepUp’a*.
Kobieta odezwała się pierwsza.
- Jestem głodna Alex. Dlaczego ta
pieprzona mgła musiała pojawić się akurat dzisiaj? Pojawia się zawsze gdy
jestem głodna, dlaczego Alex, dlaczego? – zapytała.
- A skąd ja mam to wiedzieć
Steff?! Ja jej tutaj nie zapraszałem.- odpowiedział po czym dodał jeszcze –
Poza tym ja nie mam takiego problemu. Nie wysysam krwi z ludzi, wolę hamburgera
i może frytki do tego… Właśnie! Przejdźmy się do Mac’a bo konam z głodu. –
Kobieta prychnęła pogardliwie i
coś odpowiedziała…
Ale Peter który stał
nieopodal i słyszał przez przypadek ich rozmowę nie usłyszał co odpowiedziała
kobieta łudząco podobna do postaci z plakatów wiszących w pokoju który przed
chwilą obserwował. Nie usłyszał ponieważ jego serce zamarło a po plecach
przebiegł obrzydliwy dreszcz, jeden z tych strasznych dreszczy po których
człowiek wyobraża sobie rój robaków mknący po ciele.
„Kim ona jest do cholery?!” pomyślał przerażony. „Żyję na tym świecie już 86 lat a nigdy nie
słyszałem czegoś tak odrażającego a zarazem fascynującego”
Przez
chwilę nie mógł dobrać odpowiedniego słowa aż w końcu z głębi umysłu,
zakopany gdzieś pod warstwą prawniczych
terminów doszedł do niego ten przerażający wyraz… wampir.
Słyszał o tych istotach
ale nigdy nie wierzył w ich istnienie… a jednak. Wyobrażał je sobie zupełnie
inaczej. Zawsze na myśl o nich do głowy nabiegały mu obrazy odrażających
potworów, mieszkających w ponurych zamkach, zaspokajających swój sen podczas
dnia w trumnie i budzących się w nocy by zmienić się w nietoperze i wyruszyć na
łów, z ostrymi kłami wystającymi spod górnej wargi.
Lecz ta kobieta w żaden
sposób nie przypominała wyglądem owych istot. Wręcz przeciwnie. Pełne piersi,
jędrne pośladki i smukłe, powabne nogi. Jednym słowem bogini seksu. Aż na samą
myśl o tym jak dawno nie był z żadną kobietą wydał cichy jęk, aczkolwiek na
tyle głośny że aż niebezpieczny.
†††
Staliśmy razem
ze Stefani na Rivington Street i coraz bardziej chciało mi się spać. Paląc
jednego papierosa za drugim w milczeniu zastanawiałem się jak dużo czasu można
spęczcić w jednym miejscu. A jednak można! Steff potrafiła stać tak godzinami i
czekać na niewiadomo co…
- Jestem głodna Alex. Dlaczego ta
pieprzona mgła musiała pojawić się akurat dzisiaj? Pojawia się zawsze gdy
jestem głodna, dlaczego Alex, dlaczego? – zapytała w końcu przerywając tą męczącą
ciszę, ale użyła do tego swojego chyba najbardziej marudnego tonu od którego
zachciało mi się dosłownie rzygać.
- A skąd ja mam to wiedzieć
Steff?! Ja jej tutaj nie zapraszałem. Poza tym ja nie mam takiego problemu. Nie
wysysam krwi z ludzi, wolę hamburgera i może frytki do tego… Właśnie! Przejdźmy
się do Mac’a bo konam z głodu. – odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą. Bo skąd
do kurwy nędzy mam wiedzieć dlaczego jest mgła i to akurat dzisiaj. Chciałem
odpowiedzieć jej że na drugi raz powinna lepiej uważać na lekcji geografii ale
zrezygnowałem ponieważ wiedziałem jak bardzo irytuje ją Mitek, a samo to
wspomnienie zdenerwowało by ją jeszcze bardziej. A druga rzecz jest taka że
naprawdę byłem głodny i to potwornie.
- Zawsze potrafisz pomóc
człowiekowi, nie ma co. Potrafisz gadać tylko o żarciu! – nie no teraz to
przesadziła…
- Że niby ja gadam tylko o
jedzeniu?! A kto niby jęczy cały dzień „O Alex jaka ja jestem głodna” lub
„Aleksiku załatw mi jakąś miłą osóbkę BO JESTEM GŁODNA”? - zdenerwowała mnie.
Nie dość że stoję tu Bóg wie po co to jeszcze jęczy i jęczy. Naprawdę jest
nieznośna… a zwłaszcza gdy jest głodna. – Wiesz? Czasami zastanawiam się dlaczego
jeszcze nie poszedłem do domu. Równie dobrze mogła byś stać tutaj sama.-
- Wiesz dlaczego? A dlatego
właśnie bo jestem dla Ciebie zbyt ważna, ot co. – Powiedziała z jednym ze swych
ironicznych uśmiechów na twarzy. Skubana… ma rację.
Aż nagle ciszę którą jak dotąd
rozpraszała tylko nasza rozmowa i wiatr szumiący wśród liści pobliskiego krzewu
przerwał cichy jęk dochodzący wprost zza niego. Stefani naprężyła się szybko i
czujnie rozejrzała na boki.
- Spokojnie. To pewnie tylko jakieś
zwierzę. – stwierdziłem. Ale ona nie była tego tak bardzo pewna.
- Nie, to na pewno nie zwierzę.
Idź sprawdź co to za ścierwo – poleciła mi jakbym był jej służącym. Zrobiłem
to, przecież nie odmówię złej, zmarzniętej a na dodatek głodnej wampirzycy na
łowach.
Skierowałem się w
stronę krzewu. Gdy byłem już na tyle blisko by móc zobaczyć co się za nim kryje
przekonałem się że kolejny raz przyznaję mojej przyjaciółce rację.
Albowiem był to
starszy mężczyzna w wieku sięgającym około dziewięćdziesiątki. Twarz miał tak
pooraną zmarszczkami że bez trudu odgadłem ile ma lat. Patrzył na mnie
wybałuszonymi oczyma zapewne zastanawiając co zdradziło jego położenie. – Za
głośno jęczysz staruszku. – powiedziałem – Trzeba było siedzieć w domu na stare
lata a nie włóczyć się nocą po ulicy. A tak, masz pecha. Jesteś niestety jedyny
dziadku – wyraz jego twarzy przyprawił mnie o dreszcz. Dlaczego mówię takie
rzeczy? Dobra ale na razie zostawmy moje słowa i zajmijmy się tym nieszczęsnym
dziadkiem.
- Chodź ze mną. Nie będziesz
chyba cały czas siedział za tym krzakiem. Nic ci się nie stanie. Uwierz – ależ
byłem naiwny, przecież sam to przed chwilą stwierdziłem. Jest jedyny.
Był równie naiwny jak
ja, poszedł za mną, a gdy doszliśmy do miejsca w którym staliśmy ze Stefani, wydał jeszcze jeden krótki jęk. Rozumiałem go, na wielu tak działała. Młodych
czy starych, wszystkim rozpalała umysły.
Gdy go ujrzała
uśmiechnęła się delikatnie unosząc lewy kącik ust. Już wiedziałem co chodzi jej
po głowie.
- Nada się. Lekko za stary i
śmierdzi, ale jakoś to przeżyję – oświadczyła bezczelnie nie robiąc sobie nic z
obecności mężczyzny. – Wiesz kim jestem? – zwróciła się do niego.
- Z przykrością muszę stwierdzić
że nie. Ale za to wiem czym jesteś – odparł – jesteś wampirem…- mówiąc ostatnie
słowo wzdrygnął się.
- Ha ha ha przynajmniej tego nie
muszę objaśniać – ucieszyła się że przed jedzeniem czeka ją mniej objaśniania –
A na twoje pytanie które z pewnością będziesz chciał zadać odpowiem ci że
nazywam się Lady Gaga. To powinno wystarczyć. I tak nie zrobisz z tej wiedzy
użytku – bezczelna z niej była suka. – A na twoje drugie pytanie które z
pewnością również zadał byś niebawem odpowiadam, TAK. Tak oczywiście że cię
zabiję. -
Ostatnią rzeczą która
zauważyłem było powtórne przerażenie w oczach starca. Potem wszystko wydarzyło
się momentalnie. Stefani doskoczyła do niego w oka mgnieniu wgryzając się w
tętnicę szyjną. Facet upadł na ziemię i leżał na chodniku dłuższą chwilę w jej
objęciach. Spędzili w tej pozycji dobre dziesięć minut. Starzec odchodził w
objęcia śmierci. Nie rzucał się, nie walczył. Zaś Stefani rosła w siły których
tak dawno jej brakowało, powoli spijając słodką czerwoną ciecz z ciała mężczyzny.
†††
Peter leżąc na ziemi
w objęciach kobiety z wolna tracił świadomość. Czuł tylko pustkę pozostającą w żyłach.
Zastanawiał się czy to może jednak lepiej że ją spotkał. Od dwudziestu lat był
sam. Nie licząc starego psa, który czasem dotrzymywał mu towarzystwa na
spacerze. Tak, z pewnością to było lepsze od samotności która go spotkała.
Leżał tak jeszcze przez
chwilę po czym zgasł. Zagasł jak telewizor wyłączony przez znudzonego widza.
*ingerencja - Aleksandra Korba
Aleksandrze drogi przyjacielu mój... Piszesz genialnie, co mam ci jeszcze powiedzieć? Kocham to opowiadanie. Kocham! ♥
OdpowiedzUsuńwow, coś niezwykłego! zapraszam na gallection.blogspot.com
OdpowiedzUsuń