poniedziałek, 6 lutego 2012


Rozdział 1
† RIVINGTON STREET  †

                                                                Na końcu ulicy poza światłem lamp stały dwie osoby.
Owa blond włosa kobieta w butach na tak olbrzymim obcasie że aż słabo robiło się człowiekowi na sam widok. Miała na sobie podarte kabaretki a oprócz skórzanych stringów nabijanych ćwiekami nosiła stanik wyklejany maleńkimi kawałkami rozbitego lustra i skórzaną kurtkę o rockowym sznycie ze srebrnym jednorożcem na plecach. A stał z nią chłopak z gęstą burzą loków niczym  Łosiu ze StepUp’a*. 
                                                                                                                   Kobieta odezwała się pierwsza.
- Jestem głodna Alex. Dlaczego ta pieprzona mgła musiała pojawić się akurat dzisiaj? Pojawia się zawsze gdy jestem głodna, dlaczego Alex, dlaczego? – zapytała.
- A skąd ja mam to wiedzieć Steff?! Ja jej tutaj nie zapraszałem.- odpowiedział po czym dodał jeszcze – Poza tym ja nie mam takiego problemu. Nie wysysam krwi z ludzi, wolę hamburgera i może frytki do tego… Właśnie! Przejdźmy się do Mac’a bo konam z głodu. –
Kobieta prychnęła pogardliwie i coś odpowiedziała…
                      Ale Peter który stał nieopodal i słyszał przez przypadek ich rozmowę nie usłyszał co odpowiedziała kobieta łudząco podobna do postaci z plakatów wiszących w pokoju który przed chwilą obserwował. Nie usłyszał ponieważ jego serce zamarło a po plecach przebiegł obrzydliwy dreszcz, jeden z tych strasznych dreszczy po których człowiek wyobraża sobie rój robaków mknący po ciele.
                     „Kim ona jest do cholery?!” pomyślał przerażony. „Żyję na tym świecie już 86 lat a nigdy nie słyszałem czegoś tak odrażającego a zarazem fascynującego”
                     Przez chwilę nie mógł dobrać odpowiedniego słowa aż w końcu z głębi umysłu, zakopany  gdzieś pod warstwą prawniczych terminów doszedł do niego ten przerażający wyraz… wampir.
                     Słyszał o tych istotach ale nigdy nie wierzył w ich istnienie… a jednak. Wyobrażał je sobie zupełnie inaczej. Zawsze na myśl o nich do głowy nabiegały mu obrazy odrażających potworów, mieszkających w ponurych zamkach, zaspokajających swój sen podczas dnia w trumnie i budzących się w nocy by zmienić się w nietoperze i wyruszyć na łów, z ostrymi kłami wystającymi spod górnej wargi.
                     Lecz ta kobieta w żaden sposób nie przypominała wyglądem owych istot. Wręcz przeciwnie. Pełne piersi, jędrne pośladki i smukłe, powabne nogi. Jednym słowem bogini seksu. Aż na samą myśl o tym jak dawno nie był z żadną kobietą wydał cichy jęk, aczkolwiek na tyle głośny że aż niebezpieczny.


                        Staliśmy razem ze Stefani na Rivington Street i coraz bardziej chciało mi się spać. Paląc jednego papierosa za drugim w milczeniu zastanawiałem się jak dużo czasu można spęczcić w jednym miejscu. A jednak można! Steff potrafiła stać tak godzinami i czekać na niewiadomo co…
- Jestem głodna Alex. Dlaczego ta pieprzona mgła musiała pojawić się akurat dzisiaj? Pojawia się zawsze gdy jestem głodna, dlaczego Alex, dlaczego? – zapytała w końcu przerywając tą męczącą ciszę, ale użyła do tego swojego chyba najbardziej marudnego tonu od którego zachciało mi się dosłownie rzygać.
- A skąd ja mam to wiedzieć Steff?! Ja jej tutaj nie zapraszałem. Poza tym ja nie mam takiego problemu. Nie wysysam krwi z ludzi, wolę hamburgera i może frytki do tego… Właśnie! Przejdźmy się do Mac’a bo konam z głodu. – odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą. Bo skąd do kurwy nędzy mam wiedzieć dlaczego jest mgła i to akurat dzisiaj. Chciałem odpowiedzieć jej że na drugi raz powinna lepiej uważać na lekcji geografii ale zrezygnowałem ponieważ wiedziałem jak bardzo irytuje ją Mitek, a samo to wspomnienie zdenerwowało by ją jeszcze bardziej. A druga rzecz jest taka że naprawdę byłem głodny i to potwornie.
- Zawsze potrafisz pomóc człowiekowi, nie ma co. Potrafisz gadać tylko o żarciu! – nie no teraz to przesadziła…
- Że niby ja gadam tylko o jedzeniu?! A kto niby jęczy cały dzień „O Alex jaka ja jestem głodna” lub „Aleksiku załatw mi jakąś miłą osóbkę BO JESTEM GŁODNA”? - zdenerwowała mnie. Nie dość że stoję tu Bóg wie po co to jeszcze jęczy i jęczy. Naprawdę jest nieznośna… a zwłaszcza gdy jest głodna. – Wiesz? Czasami zastanawiam się dlaczego jeszcze nie poszedłem do domu. Równie dobrze mogła byś stać tutaj sama.-
- Wiesz dlaczego? A dlatego właśnie bo jestem dla Ciebie zbyt ważna, ot co. – Powiedziała z jednym ze swych ironicznych uśmiechów na twarzy. Skubana… ma rację.
                          Aż nagle ciszę którą jak dotąd rozpraszała tylko nasza rozmowa i wiatr szumiący wśród liści pobliskiego krzewu przerwał cichy jęk dochodzący wprost zza niego. Stefani naprężyła się szybko i czujnie rozejrzała na boki.
- Spokojnie. To pewnie tylko jakieś zwierzę. – stwierdziłem. Ale ona nie była tego tak bardzo pewna.
- Nie, to na pewno nie zwierzę. Idź sprawdź co to za ścierwo – poleciła mi jakbym był jej służącym. Zrobiłem to, przecież nie odmówię złej, zmarzniętej a na dodatek głodnej wampirzycy na łowach.
                         Skierowałem się w stronę krzewu. Gdy byłem już na tyle blisko by móc zobaczyć co się za nim kryje przekonałem się że kolejny raz przyznaję mojej przyjaciółce rację.
                         Albowiem był to starszy mężczyzna w wieku sięgającym około dziewięćdziesiątki. Twarz miał tak pooraną zmarszczkami że bez trudu odgadłem ile ma lat. Patrzył na mnie wybałuszonymi oczyma zapewne zastanawiając co zdradziło jego położenie. – Za głośno jęczysz staruszku. – powiedziałem – Trzeba było siedzieć w domu na stare lata a nie włóczyć się nocą po ulicy. A tak, masz pecha. Jesteś niestety jedyny dziadku – wyraz jego twarzy przyprawił mnie o dreszcz. Dlaczego mówię takie rzeczy? Dobra ale na razie zostawmy moje słowa i zajmijmy się tym nieszczęsnym dziadkiem.
- Chodź ze mną. Nie będziesz chyba cały czas siedział za tym krzakiem. Nic ci się nie stanie. Uwierz – ależ byłem naiwny, przecież sam to przed chwilą stwierdziłem. Jest jedyny.
                         Był równie naiwny jak ja, poszedł za mną, a gdy doszliśmy do miejsca w którym staliśmy ze Stefani, wydał jeszcze jeden krótki jęk. Rozumiałem go, na wielu tak działała. Młodych czy starych, wszystkim rozpalała umysły.
                         Gdy go ujrzała uśmiechnęła się delikatnie unosząc lewy kącik ust. Już wiedziałem co chodzi jej po głowie.
- Nada się. Lekko za stary i śmierdzi, ale jakoś to przeżyję – oświadczyła bezczelnie nie robiąc sobie nic z obecności mężczyzny. – Wiesz kim jestem? – zwróciła się do niego.
- Z przykrością muszę stwierdzić że nie. Ale za to wiem czym jesteś – odparł – jesteś wampirem…- mówiąc ostatnie słowo wzdrygnął się.
- Ha ha ha przynajmniej tego nie muszę objaśniać – ucieszyła się że przed jedzeniem czeka ją mniej objaśniania – A na twoje pytanie które z pewnością będziesz chciał zadać odpowiem ci że nazywam się Lady Gaga. To powinno wystarczyć. I tak nie zrobisz z tej wiedzy użytku – bezczelna z niej była suka. – A na twoje drugie pytanie które z pewnością również zadał byś niebawem odpowiadam, TAK. Tak oczywiście że cię zabiję. -
                        Ostatnią rzeczą która zauważyłem było powtórne przerażenie w oczach starca. Potem wszystko wydarzyło się momentalnie. Stefani doskoczyła do niego w oka mgnieniu wgryzając się w tętnicę szyjną. Facet upadł na ziemię i leżał na chodniku dłuższą chwilę w jej objęciach. Spędzili w tej pozycji dobre dziesięć minut. Starzec odchodził w objęcia śmierci. Nie rzucał się, nie walczył. Zaś Stefani rosła w siły których tak dawno jej brakowało, powoli spijając słodką czerwoną ciecz z ciała mężczyzny.
                           


                           Peter leżąc na ziemi w objęciach kobiety z wolna tracił świadomość. Czuł tylko pustkę pozostającą w żyłach. Zastanawiał się czy to może jednak lepiej że ją spotkał. Od dwudziestu lat był sam. Nie licząc starego psa, który czasem dotrzymywał mu towarzystwa na spacerze. Tak, z pewnością to było lepsze od samotności która go spotkała.
                           Leżał tak jeszcze przez chwilę po czym zgasł. Zagasł jak telewizor wyłączony przez znudzonego widza. 



*ingerencja - Aleksandra Korba

2 komentarze:

  1. Aleksandrze drogi przyjacielu mój... Piszesz genialnie, co mam ci jeszcze powiedzieć? Kocham to opowiadanie. Kocham! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, coś niezwykłego! zapraszam na gallection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń