sobota, 11 lutego 2012


Rozdział 2
† HOT ASS †
Part No.1
      
       Obudziłem się rano i kolejny raz dzień powitał mnie bólem. Głowa bolała mnie tak jakby ktoś wsypał mi do środka kilo gwoździ i porządnie zamieszał. Byłem u mojego chłopka. Nie za bardzo wiedziałem skąd się tam wziąłem, bo nie mieszkamy razem. Cały wczorajszy dzień jak i zresztą noc spędziłem włócząc się ze Stefanii po mieście.
       Harry leżał obok jeszcze śpiąc z kołdrą naciągniętą na głowę.  Zgramoliłem się z łóżka i od razu poszedłem w kierunku kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej karton mleka. Tak bardzo chciało mi się pić, że zanim się spostrzegłem już był pusty.
       Na elektronicznym zegarku kuchenki widniała godzina 6:28. Budzik w telefonie Harrego nastawiony był jak zwykle na 6:00. Nie chciałem żeby oglądał mnie w takim stanie, więc szybko zamknąłem się w łazience.
       Zimny prysznic przyjemnie chłodził obolałe mięśnie i pękającą z bólu głowę. Straciłem rachubę czasu. Sam nie wiem ile czasu spędziłem pod prysznicem. Do rzeczywistości przywołało mnie głośne pukanie do drzwi i głos Harrego.
      -Alex! Wyłaź! Siedzisz tam już półtorej godziny. Wpuść mnie, bo zaraz się zleję! – Powiedział to w taki sposób jakby miało to brzmieć „Wyłaź, bo wyważę te cholerne drzwi i przy okazji utopię cię w wannie!”.
      - Już wychodzę. Już. – odpowiedziałem lekko zaskoczony. Półtorej godziny… no bywa.
Wziąłem z jego szafki swój ulubiony zielony ręcznik i dokładnie się nim wytarłem, po czym owinąłem go sobie wokół bioder i otworzyłem drzwi. Ale Hazzy tam nie było.
       Zdenerwowany postanowiłem go poszukać. Nie lubię, gdy ktoś robi mnie w konia. Często robił mi różne kawały, ale jest tak uroczy w tym, co robi, że nie sposób się na niego gniewać.
       Postanowiłem poszukać go najpierw w sypialni, ale tam go nie było, poszedłem więc do kuchni a następnie do jadalni. Siedział w samych majtkach przy stole, na którym leżało przygotowane śniadanie. Zaparło mi dech i automatycznie przestałem się na niego gniewać za głupi dowcip. Tak jak już wcześniej wspomniałem nigdy nie potrafię obrazić się na niego dłużej niż na 10 minut. Jak zwykle wyglądał zabójczo w tych bokserkach, i kolejny raz stwierdziłem, że lepiej wygląda już tylko nago.
       - Dzień dobry kochanie - przywitał się, po czym wstał i podszedł w moją stronę by mnie pocałować. Nie opierałem się, bo i tak nie był bym w stanie. Jemu nie da się oprzeć.
       - Cześć – powiedziałem, gdy skończył. - z jakiej okazji przygotowałeś mi tak miłe powitanie? -
       - Trzeba dbać o swoje rybki, bo zdechną - odparł ze śmiechem - a tego bym nie chciał. -
       - Ha ha ha, to bardzo miło, że się o mnie troszczysz, ale dalej nie rozumiem, dlaczego akurat dzisiaj i skąd się u ciebie wziąłem… - oczekiwałem tylko dwóch odpowiedzi nic więcej. 
       - Ależ ty jesteś uparty… z takiej okazji, że cię kocham i uważam, że to bardzo dobra okazja. A tego, skąd się tu wziąłeś naprawdę nie pamiętasz? Dobry jesteś kochanie nie ma co - odpowiadając podał mi dzisiejszą gazetę którą uprzednio listonosz wrzucił do skrzynki.  
       Spojrzałem na brukowca i zobaczyłem na okładce zdjęcie, na którym ja i Stefanii kompletnie pijani zmierzamy w kierunku samochodu. Nagłówek głosił:

„LADY GAGA KOMPLETNIE PIJANA WRACA z imprezy w hotelu HASS!”

Zacząłem czytać załączony artykuł. W miarę czytania zacząłem przypominać sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru.
                                                                  
                                                      †


       Wczorajszej nocy, zaraz po tym jak Stef zaspokoiła swój głód krwią starca o imieniu Peter, nabrała nowych sił. Od razu zachciało jej się żyć. Zauważyłem tą zmianę momentalnie…
         - Wiesz Alex? Mam ochotę na imprezę, – powiedziała podnosząc się znad ciała mężczyzny – znam fajne miejsce kilka przecznic dalej. Co ty na to?  – I nie czekając na moją odpowiedź chwyciła moją dłoń i pociągnęła za sobą.
         - Gdzie idziemy? - zapytałem.
         - Oj cicho bądź. Zobaczysz. - odparła.
Szliśmy w milczeniu około dziesięciu minut, po czym naszym oczom ukazał się osiedlowy hotel. Litery czerwonego neonu, który kiedyś zapewne głosił „HOTEL HASS”, niektóre  przestały świecić i teraz zamiast nazwy hotelu gości wabił napis „HOT ASS”.
         Gdy weszliśmy do środka uderzył mnie zapach dymu z papierosów i taniego alkoholu. Wewnątrz nie było dużo ludzi, tylko dwa stoliki były zajęte. Przy barze siedziały jeszcze trzy osoby, razem z nami i bezzębnym czarnoskórym barmanem, łącznie w barze przebywało osiem osób.
W jaki sposób ona chce zrobić tu imprezę? Ludzi mało, lokal obskurny, śmierdzący, a poza tym to, od kiedy organizuje się „dzikie imprezy” w hotelowych barach?
         Stefanii podeszła do baru, przywitała się z Bezzębnym, którego najwyraźniej znała i zamówiła whiskey z lodem.
         - Zaraz się coś załatwi – powiedziała do mnie nagle, jakby wcześniej czytała mi w myślach. Wyjęła z kieszeni kurtki telefon i wybrała numer. Po chwili oczekiwania odezwała się do słuchawki.
         - Starlight? Tu Gaga. Robimy imprezę, przyjeżdżaj. - przez chwilę słuchała odpowiedzi i znów się odezwała - No okej. W gorącej dupie, ha, ha, ha. – zaśmiała się z własnego żartu - Weź ze sobą SGBand, jakaś muzyka musi być. To do zobaczenia. Bye. - rozłączyła się i schowała telefon.
          Dziwne. Zaprosiła jeszcze kilka osób i myśli, że będzie ostre party hard. Nie ukrywam, że byłem nastawiony do tego pomysłu sceptycznie.
          - Co według ciebie zmieni Lady Starlight i chłopaki z twojego starego bandu? - zapytałem.
          - Ja pierdolę! Alex, czy ty zawsze musisz zadawać tyle bezsensownych pytań? - żachnęła się - Otóż zmieni to, to, że Lady pewnie obdzwoni znajomych i niedługo na tą jedną noc ta prymitywna nora zmieni się w jeden z lepszych klubów nocnych w mieście. – objaśniła w bardzo krótki, lecz bardzo przemawiający do mnie sposób.
          - Okeeej! – Odpowiedziałem. - Już nie mogę się doczekać! -
          Nie minęło nawet pół godziny a ekipa już była na miejscu. Ludzie zaproszeni przez kumpelę Stef zaczęli się schodzić i lokal w szybkim tempie zaczął się zapełniać. Wygląd pomieszczenia również przechodził tymczasową metamorfozę. Na ścianach zawisły neony. Jeden nieopodal wejścia głoszący DRUGS a drugi nad drzwiami toalety krótko, ale skutecznie wabił napisem SEX i bijącą od niego czerwoną poświatą. Na suficie zawisłą dyskotekowa kula rozświetlająca klub tysiącami kolorowych plamek.
           Podobało mi się. Dawno nie byłem na żadnej imprezie.
Stefanii zniknęła gdzieś wśród bawiących się ludzi postanowiłem więc udać się do baru.
           Usiadłem na jednym z obrotowych krzeseł przy kontuarze i zamówiłem mój ulubiony dżin z tonikiem. Nad regałem alkoholowym wisiała tabliczka z napisem „Wódka connecting people, więc pij nie bądź pipą!”. 
           Spędziłem chwilę sam powoli sącząc drinka, gdy nagle dosiadł się do mnie jeden z tancerzy, Mark.
          - Hej! Co tam? Zajebista impreza. - rzekł do mnie dziarskim tonem. - Dlaczego siedzisz sam? -
          - Nie wiem... tak jakoś wyszło - odparłem bez przekonania.
          - To chodź do nas. Siedzimy w kilka osób. Kręci się niezłe party, ha ,ha ,ha. –
          Nie chciałem dłużej siedzieć sam. Czułem, że będzie wesoło, a dlatego że bardzo lubiłem Marka, zgodziłem się.
          Cała paczka siedziała przy jednym stoliku w rogu sali. Usiadłem między nimi na czerwonej kanapie, która chyba naprawdę pochodziła z któregoś NightClubu.
           - Patrzcie kogo przyprowadziłem, - poinformował – to nasz kochany Aleksik.
           Przebiegłem wzrokiem po twarzach kumpli i z przyjemną radością stwierdziłem, że wszystkich znałem. Byli tam Rico, Victor, Graham, Miss Jones i Pepper a nawet młodziutka siostra Stefanii, Natalie. Uśmiechnąłem się do wszystkich po kolei a oni odwzajemnili mój uśmiech. 
            Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Ktoś wyciągnął zioło, drinki lały się strumieniami a dragi walały się po podłodze jak śmieci. Gagi nigdzie nie było. Nikt nie wiedział gdzie jest. Nie wiem, dlaczego ale nie specjalnie się martwiłem o to gdzie jest, bo wiedziałem, że sobie poradzi.
             Po kilku godzinach imprezy zacząłem czuć, że odpływam… zamknąłem oczy i delikatnie zapadałem się w miękkie obicie kanapy. Zapadałem się w nią jak w czeluść spokojnego, czarnego oceanu…  

                                                     TO BE CONTINUED

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz